Tekst ma charakter archiwalny i niektóre fakty z życia PSC mogły się w tym czasie zmienić, ale proponowane rozwiązania zupełnie nie straciły na aktualności, dlatego korzystaj z nich do woli.


Przyznaj się. Tak szczerze, z ręką na sercu. Czy po usłyszeniu słowa „SAMODYSCYPLINA” – ŚCISNĄŁ Ci się żołądek? Czy pomyślałaś o czymś nieprzyjemnym, a przez głowę przemknęła Ci myśl: „Za jakie grzechy?!”?

Coś w tym jest, że w 9 na 10 przypadków Kobiety, które chcą wziąć się za robotę, szukają motywacji, zamiast uczyć się samodyscypliny.


Szukanie motywacji jest fajne. Na dodatek modne. Bycie zmotywowanym jest modne.

Jeśli ktoś ma z czymkolwiek problem, wszyscy radzą mu poszukać głęboko w sobie motywacji do działania.

Bo przecież bycie zmotywowaną to fantastycznie uczucie, prawda? Rosną Ci skrzydła, posiadasz więcej energii i masz wrażenie, że możesz podbić cały świat! Chce Ci się krzyczeć, tańczyć i śpiewać na samą myśl o tym, jakie pokłady zapału są w Tobie teraz.

Właśnie na tym bazują mówcy motywacyjni: przez kilka godzin pompują ten entuzjazm, a Ty wychodzisz ze spotkania naładowana jak mała żarówka. Ale potem Twoja energia gdzieś ucieka, a Ty zastanawiasz się, co zrobić, by mieć jej więcej. Czasem wpadasz w błędne koło – ciągle poszukujesz inspiracji i motywacji do działania, zamiast działać!

Dodatkowy problem polega na tym, że – choćbym miała skisnąć – w pewnych przypadkach tej motywacji nie znajdę w sobie i już! Nigdy nie poczuję się zmobilizowana do wystawiania faktur. Nikt mnie nie zmotywuje do umycia kibelka. Odnalezienie w sobie motywacji do wyjścia ciemnym i zimnym wieczorem na siłownię również graniczy z cudem. A jednak te sprawy też muszą być załatwione. Albo inaczej – chcę, żeby były załatwione.

Owszem, czasem pomaga delegowanie. Ale co z tego, że mam Panią do sprzątania – kibelek trzeba myć częściej niż raz w tygodniu. Co z tego, że mam księgową – wystawienie faktury dla Klienta właśnie w tym momencie jest moim obowiązkiem, a nie jej. No i choćbym nie wiem, jak bardzo się starała, delegowanie komuś mojego wyjścia na siłownię jest po prostu bez sensu.

Co robi w tej sytuacji większość Kobiet? Próbuje się zmotywować! Skąd to wiem? Po pierwsze – słyszę to od samych Kobiet; wiele z nich zadaje mi pytanie: „Jak się zmotywować?”, ale tylko nieliczne pytają: „Jak nauczyć się samodyscypliny?”. Przypadek? Nie sądzę.

Dlatego dzisiaj namawiam Cię do odpuszczenia sobie motywowania siebie, a w zamian zachęcam Cię do tego, żebyś uczyła się samodyscypliny.

Czy strategie motywowania się do zrobienia czegoś są skuteczne? Niestety, odpowiedź brzmi: „Czasami tak”. Dlaczego więc „niestety”? Bo pierwsza część tej odpowiedzi to słowo „czasami”.

Czasami zmotywujesz się do wyjścia na trening. Czasami zmotywujesz się do napisania całego artykułu podczas jednego podejścia. Czasami uda Ci się powstrzymać przed zjedzeniem tabliczki czekolady na raz.

Postaw na siebie! - ucz się z #kursoksiążek i zacznij działać!

Jeśli jednak stosujesz strategię motywowania się, nie pozwalasz sobie na wykształcenie nawyku, który jest działaniem bez względu na to, czy Ci się chce, czy Ci się nie chce. Samodyscyplina to nic innego jak budowanie w sobie pewnych małych nawyków, a często nawet mininawyków, które pozwalają Ci działać tak, jak chcesz, niemal bez zastanawiania się, czy chce Ci się robić, czy nie! Po prostu działasz i już!
Nasz najbardziej typowy nawyk to spuszczanie wody w toalecie. Robisz to odruchowo, bez zastanowienia, nie stojąc przed toaletą i nie rozważając, czy będzie chciało Ci się spuścić tę wodę, czy nie. Wieczorami, zanim położysz się spać, nie myślisz o tym, jakim trudnym wyzwaniem okaże się spuszczanie wody w toalecie; nie zastanawiasz się, czy tym razem wystarczy Ci samozaparcia i motywacji; po prostu to robisz.

Tymczasem odpalenie komputera i rozpoczęcie pracy (a nie siedzenie na fejsie, przeglądanie Internetu, sprawdzanie poczty itp.) może stać się dokładnie takim samym Twoim mininawykiem, który nie będzie wynikał z motywacji, lecz właśnie z samodyscypliny.

Nie zrozum mnie źle – nie jestem przeciwniczką motywacji. Uwielbiam ją mieć i lubię ją w sobie znajdować. Jestem jednak także wielką zwolenniczką pracowitości – i właśnie samodyscypliny. I wiem, że wiele Kobiet uważa, że samodyscyplina jest sensowna, ale tylko dla nudnych ludzi – księgowych, informatyków, może więc to oni powinni się jej nauczyć? Ale ja? Kreatywna dusza, która uwielbia tworzyć? Przecież samodyscyplina na pewno zabije moją spontaniczność i moją kreatywność! Założę się, że tak myślisz, prawda?

Tymczasem historia pokazuje, że najbardziej kreatywne umysły tego świata – muzycy, pisarze, naukowcy – to osoby, które żyły samodyscypliną i rutyną. Którzy wstawali o określonych porach, pracowali w określonych godzinach, jedli i spacerowali także w wyznaczonym czasie. Beethoven, Mozart, Henri Matisse, Haruki Murakami i wielu, wielu innych, którzy nie tworzyli w spontanicznych napadach szału, lecz pracowali „jak przyzwoity człowiek na etacie”, od… do… Z przerwami na spacer, jedzenie, drzemki i sen! (Więcej na ten temat możesz poczytać w znakomitej książce „Codzienne rytuały. Jak pracują wielkie umysły”).

No i powoli dochodzimy do sedna. Otóż jeśli teraz myślisz sobie: „No to dupa – nie ma dla mnie nadziei, bo ja po prostu nie mam w sobie samodyscypliny!”, to ja Ci powiem, że nikt nie rodzi się z samodyscypliną. Samodyscypliny trzeba się nauczyć. Tak jak śpiewu, obcego języka i jazdy samochodem. Samodyscyplina nikomu nie przychodzi łatwo za pierwszym razem, ale przychodzi łatwej z każdym następnym.

SAMODYSCYPLINA JEST UMIEJĘTNOŚCIĄ

Dzięki temu możesz sięgać po nią wtedy, gdy jest Ci potrzebna, podczas gdy motywacja to uczucie raz silniejsze, a raz słabsze.

SAMODYSCYPLINA ZALEŻY TYLKO I WYŁĄCZNIE OD CIEBIE

Jest to jej i plus, i minus. W tym zakresie jesteś sprawcza. Masz możliwość dokonywania zmian. Ty decydujesz o tym, jak samodyscyplina będzie u Ciebie działać i na co będzie wpływać. Ale jest też minus – nie będziesz mogła na nikogo zwalić, że coś się nie udało, że coś nie wyszło.

UCZ SIĘ SAMODYSCYPLINY TAK, JAK JĘZYKA OBCEGO

Nie wierzę, że naukę języka angielskiego rozpoczynasz od czytania Szekspira w oryginale. Raczej od „How do you do?”, prawda? Innymi słowami: od kwestii podstawowych i prostych, by powoli poznawać trudniejsze.

Z samodyscypliną jest tak samo. Ucz się samodyscypliny zgodnie z zasadami, które zajmą Ci 5 minut dziennie, zamiast pisać książkę w ciągu 2 tygodni.

MĄDRZE WYBIERAJ OBSZARY DZIAŁANIA

Nie zaczniesz dyscyplinować siebie już teraz, natychmiast, w każdej sferze. Nawet nie próbuj, bo i tak Ci się nie uda. Musisz określić obszar, na którym Ci zależy. Zachęcam Cię, żebyś wybrała mądrze i zaczęła właśnie od obszarów najważniejszych. Domyślasz się, jakie to płaszczyzny? To te związane z Twoim zdrowiem i dobrym samopoczuciem! Zacznij od snu, dobrego odżywiania się lub ruszania się. Dlaczego? Bo zmiany na tych polach pociągną za sobą inne zmiany. Nic natomiast nie wskórasz, dyscyplinując siebie do codziennej pracy z samego rana, jeśli ze zmęczenia padasz na twarz, bo zbyt krótko spałaś.

Uważasz, że samodyscyplina jest nudna? Masz do tego prawo. Według mnie nie ma nic ciekawszego, fascynującego, kreatywnego i ekscytującego niż możliwość kreowania własnego życia. A w tym pomaga mi właśnie samodyscyplina!