No dobra, może przesadziłam z tym, że już jest, bo jak na razie mamy tylko kilka prototypów, ale dokładnie w tej chwili planery się drukują, a przedsprzedaż zaczyna się już 16 października, czyli naprawdę już baaardzo niedługo.
Te z Was, które pamiętają dawny planer PSC, mogą się zastanawiać: „O co tyle hałasu, kobieto? Przecież miałaś już jeden planer, sprzedałaś 2000 sztuk!”.
Planer w tej edycji NIE MA NIC WSPÓLNEGO z planerem z poprzedniej edycji.
Z dwóch powodów.
Po pierwsze, poprzedni planer był projektowany przez osoby, które kompletnie nie czuły ducha PSC. Współpraca była bardzo ciężka, więc wiedziałam na 100%, że nie zechcę jej kontynuować.
Po drugie, gdy magazyn został wyczyszczony z planerów (a było to w okolicy lutego lub marca tego roku), a ja wraz z #gangPSC, czyli moim wirtualnym zespołem, zaczęłam się zastanawiać nad kolejną edycją, postanowiłam zrobić przegląd planerów dostępnych na rynku polskim.
Z ręką na sercu: kupiłam prawdopodobnie każdy planer, jaki można było kupić. Część widzicie zresztą na zdjęciu. Reszta się nie zmieściła. Aha, i nie myślcie, że to jakaś dziwna praktyka. Najczęstszymi klientkami jest zawsze… konkurencja.
Nie kupowałam tych planerów z myślą o inspirowaniu się, bo według mnie taka inspiracja nie działa i albo prowadzi do kopiowania, albo załamania. A ja żadnych z tych działań nie chciałam podjąć. Chciałam sprawdzić, czy istnieje na rynku coś, co byłoby tak dobre, że tworzenie własnego planera nie miałoby sensu.
(Podobny przykład: nie ma tygodnia, żeby nie pytano mnie o to, kiedy stworzę aplikację do zarządzania zadaniami i projektami. Chociaż mam już potencjalne klientki, uważam, że to, co jest na rynku, jest dobre. Naprawdę nie ma sensu, żebym wypuściła coś niemal identycznego, tylko w różowym kolorze, po to tylko, aby zarabiać na tym kasę).
I być może powiecie teraz: „Wiesz, Budzyńska, ale czy nie byłoby sensowniej dojść do takich wniosków przed wydaniem pierwszego planera?”.
Macie rację, byłoby sensowniej, ale wtedy byłam zielona jak szczypior i głupia jak but, jeśli chodzi o tworzenie produktów fizycznych. Zwyczajnie musiałam dostać po dupie, żeby nauczyć się na własnych błędach!
Ale wróćmy do audytu planerów.
Przeglądałam je bardzo dokładnie, a niektóre wręcz czytałam (bo miały tyle tekstu!) i doszłam do jednego wniosku: są PRZEKOMBINOWANE. Jest w nich za dużo WSZYSTKIEGO: kolorów, tabelek (w niektórych instrukcje wypełniania planera były dłuższe niż te dołączane do urządzeń elektronicznych!).
Większość miała skomplikowane tabelki do uzupełniania, harmonogramy do 24.00 (dawno śpię o tej godzinie) lub metody wyznaczania celów, z którymi kompletnie się nie zgadzam. W niektórych planerach były strony zapełnione czymś, czego nigdy nie będę wypełniać. Generalnie mogłabym je od razu wytargać i wyrzucić do śmieci, tylko papieru szkoda.
I żeby było jasne: mój pierwszy planer również nie jest bez winy. A konkretnie ja jestem winna. Stworzyłam planer, który części z Was odpowiadał, części kompletnie nie! Co gorsza (i tu dosłownie klękam na grochu i odbywam pokutę): stworzyłam planer, z którego sama korzystałam niezgodnie z przeznaczeniem. Na przykład nagle wyskakiwały strony z treścią merytoryczną, podczas gdy ja potrzebowałam planować.
Albo planer od razu się zamykał i szlag mnie jasny trafiał. Albo literki, które w założeniu były superfajne i w projekcie wyglądały świetnie, w rzeczywistości zajmowały zbyt dużo miejsca i niewiele zostawało go na to, co w planerze najważniejsze, czyli plany!
Jestem ostatnią osobą, która ukrywa swoje porażki i błędy, dlatego przyznaję: podczas tworzenia pierwszego planera Pani Swojego Czasu popełniłam całą masę błędów (w kolejnym artykule napiszę Ci o nich).
W sumie jestem za nie wdzięczna. Bez nich wciąż byłabym zielona jak szczypior i głupia jak but. A teraz wiem (prawie) wszystko.
No dobra, czym w takim razie jest Planer Pełen Czasu, jak wygląda i jak się w nim planuje?
POMYSŁ
Zanim zaczęłyśmy obmyślać, jak planer ma wyglądać w środku i jak będzie się w nim planowało, zrobiłyśmy z #gangPSC wielką burzę mózgów. Poprosiłam Justynę (moją asystentkę) oraz Joasię (moją menedżerkę projektów), aby wypisały wszystkie uwagi na temat poprzedniej wersji planera i pomysły na kolejną wersję. Dodatkowo Justyna zebrała wszelkie uwagi na temat poprzedniej wersji planera – zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Wyszła nam z tego całkiem niezła lektura.
Porównałyśmy sposoby, w jakie same korzystałyśmy z planera, i wniosek był jeden:
chcemy, aby nowy planer Pani Swojego Czasu był uniwersalny. Aby można było w nim planować nie według zdefiniowanej metody, którą autorka planera uznaje za jedynie słuszną, lecz dokładnie tak, jak lubisz i potrzebujesz.
Chciałam, aby planer był idealny zarówno dla tych z Was, które uwielbiają szalone, kolorowe, pstrokate i bogate planery, jak i dla tych, które kochają minimalizm i wyznają zasadę, że im mniej, tym lepiej.
Jestem typem osoby, której nadmiar przeszkadza. Nigdy nie korzystam z harmonogramów w kalendarzach i planerach, bo ich nie potrzebuję (harmonogram mojej pracy wyznaczają telefony z pomiarem poziomu cukru u syna, a nie tabelka w planerze).
Jednocześnie większość z Was pisała, że w soboty i niedziele musi mieć masę miejsca, bo wykonujecie wtedy milion zadań. Ja w te dni nie robię niczego (a na pewno nie planuję) i nawet dwie linijki są dla mnie stratą miejsca.
Albo rubryczka na mejle, które dzisiaj napiszesz, i rozmowy telefoniczne, które wykonasz – tak, niektóre planery ją mają!
Gdybym do planera miała wpisywać mejle, na które odpowiem, po dwóch tygodniach skończyłby mi się planer. Z kolei kolumna przeznaczona na rozmowy telefoniczne byłaby pusta, bo nie przeprowadzam ŻADNYCH biznesowych rozmów telefonicznych (nigdzie na mojej stronie WWW nie znajdziesz mojego numeru telefonu).
Jak to pogodzić?
Tym z Was, które wpadły na świetny pomysł: „Opracuj taką i taką wersję”, od razu odpowiem „Kochana, nie masz zielonego pojęcia o realiach tworzenia produktów fizycznych i tego, jak liczba wersji zmienia nakład i cenę produktu”. Wyprodukowanie 4000 takich samych planerów jest duuuuużo tańsze niż wyprodukowanie 4 rodzajów planerów po 1000 sztuk. I na mur-beton różnica w cenie na etapie produkcji odbija się na cenie na etapie sprzedaży.
Dlatego Planer Pełen Czasu jest oferowany w 2 wersjach kolorystycznych, a nie 20 (choć jestem absolutnie przekonana, że dojdziemy i do tego! Obstawiamy, w którym roku?).
NAZWA
Początkowo chciałyśmy, żeby był to po prostu Planer Pani Swojego Czasu. Łatwo powiedzieć, trudno wykonać – spróbuj zmieścić taką długą nazwę na okładce. Poza tym umówmy się: nie każda z Was chce mieć nazwę mojej marki na planerze, prawda?
Rozwiązanie przyszło samo. Najpierw sprzedawałyśmy Torbę Pełną Czasu, potem Karteczki Pełne Czasu, dlaczego zatem nie możemy mieć Planera Pełnego Czasu? Już mamy!
ZAWARTOŚĆ
Myślenie o tym, co zrobić, by zawartość planera była uniwersalna zbiegło się u mnie z uważnym obserwowaniem działań Kasi prowadzącej bloga Worqshop.
Kasia jest zwolenniczką tzw. bullet journalingu (mam nadzieję, że dobrze to zaplanowałam), czyli właśnie takiego sposobu planowania, w którym to Ty decydujesz co jest Ci potrzebne, a co nie.
Ten sposób planowania wymaga od Ciebie jedynie jakiegoś rodzaju zeszytu i czegoś do pisania. I bardzo często te zeszyty mają papier w kropki (co jest zresztą bardzo fajnym rozwiązaniem i zaraz o tym napiszę).
Jednak gdy zaczęłam się przyglądać środowisku związanemu z tą metodą, to muszę przyznać, że poczułam wielkie rozczarowanie – w skrócie mówiąc – zobaczyłam ogromny przerost formy nad treścią. Cała masa kobiet zastanawiających się czy październik lepiej pokolorować w listki, czy w dynie, a potem narzekających, że nie mają czasu na zrealizowanie październikowych planów.
Ja tworząc swój planer chciałam korzystać z inspiracji bullet journalingu, ale jednocześnie całe to kolorowanie, rysowanie i malowanie jest mi do niczego niepotrzebne. To znaczy rozumiem, że można to uwielbiać (sama przecież maluję), ale dla mnie nie jest to część planowania.
I choć bardzo chcę Was namówić do tego, byście zaczęły planować po swojemu, to jednocześnie bardzo chcę Was przestrzec przed tym, by nigdy, ale to nigdy nie spowodować, że będziecie planowały … dla samego planowania 🙂
Planer jest tak skonstruowany, żebyś sama decydowała o sposobie planowania. Ty decydujesz, czy wolisz planować tygodniowo, czy jednak dziennie. Ty decydujesz, ile miejsca potrzebujesz na jeden dzień (o ile w ogóle potrzebujesz). Ty decydujesz, co będzie w danym miejscu: plan, kalendarz czy notatki ze spotkania.
Planer ma następującą budowę:
1. Strona tytułowa
Wraz z informacją: „Planer należy do…” oraz miejscem na Twój numer telefonu).
2. Trzy strony spisu treści
Strony w planerze (jest ich 256) są numerowane – właśnie po to, żebyś w spisie treści mogła zaznaczyć, co znajduje się na danej stronie. Nie musisz przeglądać całego planera, aby znaleźć notatki ze spotkania; wystarczy, jeśli w spisie treści zapiszesz numer strony, na których się znajdują
3. Dwanaście kart miesięcznych
Zgodnie z ideą o stuprocentowej uniwersalności planera nie powinnyśmy robić kart miesięcznych, ale… No właśnie… Pierwszą (mam nadzieję, że nie jedyną!) klientką będę ja. Zwyczajnie jestem zbyt leniwa, aby tworzyć szablon miesiąca, dlatego chciałam, aby był on gotowy w moim planerze. I jest! Te z Was, które znają comiesięczne szablony do druku PSC, rozpoznają ten sam styl.
4. Część notesowa
To papier w kropki. Dlaczego w kropki? Bo kropki są mniej inwazyjne (i mniej widoczne) niż kratki, a jednocześnie pozwalają wygodnie pisać. Nie wszyscy potrafią i lubią pisać na gładkim papierze. Paradoksalnie to jest właśnie serce planera i główne miejsca do planowania. Planujesz w taki sposób, w jaki lubisz.
Jestem pewna, że niektóre z Was pomyślą w tym momencie: „Kurka dziurka, Budzyńska! Zwariowałaś?! Ty – przeciwniczka rysowania i malowania w planerach – każesz nam robić jakieś tabelki i rysunki?”.
Moja odpowiedź brzmi: NIE.
Nadal jestem zagorzałą przeciwniczką malowania, rysowania i dziubdziania w planerach, czyli udawania, że jest to planowanie. Wybaczcie, ale nigdy NIE BĘDZIE dla mnie planowaniem dwugodzinne rysowanie dyni i trzygodzinne ozdabianie wyrazu „październik”! Co nie znaczy, że nie możesz tego robić, jeśli sprawia Ci to frajdę i fun! Ja chodzę z kijami nad Wisłą, Ty rysujesz dynie. I tyle! Ale jeśli ja nie udaję, że chodzenie z kijami nad Wisłą jest planowaniem, Ty nie udawaj, że jest nim kolorowanie dyni!
Żeby była jasność: nie zamierzam Was przekonywać do czegoś innego, niż przekonywałam do tej pory. Wręcz przeciwnie. Zamierzam Wam pokazać, że samodzielne tworzenie planów, które w 100% odpowiadają naszym potrzebom, może się obyć bez tabelek, kolorowania i rysowania.
W swoim planerze nie koloruję, nie rysuję, nie kaligrafuję. Jeśli robię jakąkolwiek tabelkę, to jest ona tak superhiperprosta i szybka, że aż wstyd nazywać ją tabelką. Zaraz zobaczysz zdjęcia.
PLASTIKOWE SZABLONY
Ponownie z powodu totalnego lenistwa (wiem, że większość z Was w to nie wierzy, ale naprawdę jestem leniwą osobą) postanowiłam, że planer musi mieć opcję dokupienia szablonu (na przykład dla tych z Was, które lubią sobie jednak machnąć jakąś chmurkę, a nie potrafią lub nie chcą rysować).
Przygotowałyśmy plastikowe szablony – są mniejsze niż planer, więc zmieszczą się zarówno w planerze, jak i tylnej kieszonce. Możesz korzystać z nich do woli (ja używam ich jako linijki lub do zrobienia kwadracików, ale Ty, Kochana możesz poszaleć!).
E-BOOK
Rozumiemy, że osobom przyzwyczajonym do tego, że są prowadzone za rękę („Tutaj, słonko, masz harmonogram, więc wpisz godziny. A tutaj planujesz dzień, tydzień, miesiąc, kwartał, rok. Tu zaplanuj swoje cele, a tu wpisz, czy wypiłaś dzisiaj wodę, zrobiłaś piętnaście przysiadów i pomyślałaś o czymś przyjemnym”), może być trudno spojrzeć na kartkę w kropki i zabrać się do planowania.
Również o tym pomyślałyśmy!
Do każdego planera dostajesz gratis e-book, który przedstawia kilkadziesiąt możliwych rozwiązań i podejść do planowania. E-book został przygotowany przeze mnie i przez Kasię.
Kim jest Kasia? Kasia prowadzi blog worqshop i uczy sztuki dokumentowania wspomnień i kreatywnego planowania. Nie przesadzę, jeśli powiem, że zawsze lubiłam patrzeć na jej planowanie, które – choć minimalistyczne – jak na mój gust wciąż jest kolorowe i dosyć rozbudowane.
W wielu punktach mamy z Kasią zróżnicowane podejście do planowania – właśnie dlatego jest to takie fajne! Nie ma uniwersalnej metody planowania! Inaczej planujesz, gdy masz 25 lat, inaczej, gdy 40, jeszcze inaczej, gdy jesteś studentką lub masz dwójkę dzieci i dom na głowie.
Uważam, że doskonale uzupełniamy się z Kasią. Dość powiedzieć, że gdy wpadł mi do głowy pomysł na taki właśnie planer, Kasia była pierwszą osobą, do której uderzyłam z prośbą o pomoc. Na szczęście się zgodziła i dzisiaj jest oficjalną i jedyną ambasadorką Planera Pełnego Czasu.
(Tak na marginesie powiem Wam, że bywała twarda jak skała. Ze względu na jej doświadczenia musiałyśmy wymienić całą partię papieru, którą zamówiłyśmy do druku! Kasia powiedziała, że papier MUSI być lepszy, a specjalistki się słucha, nie? Stanęłyśmy na głowie, żeby papier był doskonały.)
E-book to praktyczny przewodnik o tym, jak możesz planować. Zdjęcia krok po kroku pokazują, jak planujemy. Kasia – w wersji kolorowej i kreatywnej, ja – w wersji totalnie minimalistycznej.
Każda z nas pokazuje plany, z których faktycznie korzysta na co dzień. Dodatkowo większość zdjęć jest dokładnie opisana. Dowiesz się, jak to robimy i co jest dla nas najważniejsze.
Jeśli chcesz obejrzeć pierwszy rozdział e-booka, możesz kliknąć na poniższy baner i zapisać się na listę.
FAKTY NA TEMAT PLANERA
- Planer jest dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych: różowej i grafitowej. Ty wybierasz, która wersja najbardziej Ci odpowiada.
- Wersja różowa ma kolorową (w dużej mierze – również różową) wewnętrzną okładkę, wersja grafitowa – bardziej stonowaną, dlatego #gangPSC nazywa je w skrócie szalonym i minimalistycznym.
- Planer ma 256 numerowanych stron.
- Rozmiar planera: B5 (17.6 x 25 cm)
- Sztywna i matowa okładka (nie widać palców!).
- 3 wstążeczki w 3 różnych kolorach – do oznaczania ważnych dla Ciebie stron.
- Gumka zamykająca całość.
- Gumka z boku na długopis lub ołówek.
- Przezroczysta kieszonka na końcu planera na wszelkie papierowe drobiazgi.
- Planer jest wydrukowany z doskonałej jakości papieru. To najlepszy papier offsetowy typu premium na rynku. Jest cudownie gładki, dzięki czemu niezwykle wygodnie pisze się po nim długopisem lub piórem.
- Planer jest w 100% polską produkcją. To dla mnie bardzo ważny element, ponieważ wspieram polskie produkty nie tylko jako konsumentka, lecz także producentka.
- Planer jest szyty, co oznacza, że nie rozpadnie się, gdy go rozłożysz.
- Po rozłożeniu planer wciąż leży stabilnie. Nie musisz wykonywać skomplikowanych operacji, aby pozostał otwarty.
13 listopada zaczynamy wysyłać w świat pierwsze planery.
Kolejność wysyłek jest zawsze taka sama: uzależniona od kolejności zamawiania i liczby złożonych zamówień. Nasz magazyn bez problemu obsłuży kilkaset przesyłek dziennie; kilka tysięcy zajmie mu kilka dni.
Wysyłka mojej pierwszej książki, oferowanej w marcu tego roku w ramach przedsprzedaży, tyle właśnie trwała. Zamówiłyście 3500 egzemplarzy!